O korzyściach jakie płyną z naturalnego karmienia wie pewnie
każda młoda mama. Wiem i ja, ale co z tego? Stało się tak, że nasza przygoda z
karmieniem naturalnym zakończyła się w 4.miesiącu życia Hanuli.
Butelka i co dalej?
Została nam
butelka i mały problem. Mówi się wiele o tym, jak karmienie piersią buduje więź
między matką, a dzieckiem. A skoro karmię butelką to co z naszą więzią?
Przekopałam oczywiście cały Internet, żeby przypadkiem nie przeoczyć czegoś, co
diametralnie może wpłynąć na naszą bliskość i okazało się, że kobieco-matczyna
intuicja i tak zwykle właściwie nam podpowiada.
Co zrobiłam najpierw? Zamknęłam uszy :)
Skoro naturalne karmienie już mnie nie dotyczy nie słucham o
jego korzyściach i o nieocenionym wpływie na rozwój dziecka. Bo po co rozbudzać
w sobie wyrzuty sumienia? Mam słabość jedynie do jednego bloga o karmieniu
piersią, bo bije z niego taka energia, że najzwyczajniej w świecie lubię go
czytać.
A co z bliskością?
Warto natomiast rozbudzać chęci do tego, żeby również
karmienie butelką było czymś wyjątkowym. Według niektórych pism zaleca się patrzenie
w oczy. Ja patrzę, ale widzę tylko rozbiegany wzrok Hani skupiony na czymś
innym niż mama. Ma być bliskość? Raczej jest, choć waga Hania czasami
uniemożliwia mi trzymanie jej cały czas na rękach. Ale uwaga skupiona jest na
jej posiłku, bo tak również być powinno.
Czy jest zamiana strony w połowie butelki? Przyznam, tego
nie wiedziałam, a podobno ma to korzyści neurologiczne.
Czy dzielę się tym doświadczeniem? Staram się, dlatego tata
karmi bardzo często i tym samym buduję z nią swoją własną więź.
Zasadniczo lubimy się karmić. Hania kocha jeść, a po każdym
jedzeniu na twarzy widzę piękny szeroki uśmiech :) A nasza bliskość? Jak dla mnie zachowana w
100%.