środa, 25 lutego 2015

Jak zostałam domowym ekspertem od wszystkiego



Jest dziecko. Są nowe obowiązki. Jest miło, ale i niemiło czasami, i coś niepokojącego dzieje się z moim mężem. Fakt, sprawy majsterkowo-remonotowe bierze na siebie z zapałem i  podpiera sporą już wiedzą. W tym kwestiach to moje absolutne guru. W mojej ręce młotka raczej się nie ujrzy.

Ale jednak pojawienie się dziecka zmienia nie tylko kobietę. Mój do tej pory raczej zaradny mąż, w sprawach domowych cofnął się o kilka levelów, a ja oprócz tego, że stałam się matką to zostałam jeszcze domowych strażnikiem porządku.
- I tak owszem nakarmię, ale ty mamo potrzymaj teraz dziecko, podaj mi pieluchę.
- Kochanie, który słoiczek Hania je dzisiaj? A gdzie jest miseczka? Nie wiesz gdzie ta łyżeczka, którą lubię ją karmić? Podałabyś mi śliniaczek.
- Mam ją przewinąć? Ok, a przyniesiesz mi pieluszki, bo się skończyły? O, zabrudziła ubranko. W co mam ją przebrać? W zielone body? A gdzie są, bo nie widzę?

Tak więc wyręczona zostaje najczęściej do takiego poziomu, że przygotowuje cały proces, a mąż wykonuje jedynie klucz operacji.
Oczywiście przy dziecku pomaga, jak najbardziej, ale gdzie się podziało jego domowe ogarnięcie?


poniedziałek, 23 lutego 2015

Warto brać udział w konkursach :)

Ta, ehe, jasne...


Tak, tak warto! Warto chwilę zastanowić się na odpowiedzią, pozwolić żeby Twoje dane przemieliło tysiąc maszynek, podać adres do wysyłki i czekać na wyniki.
Ja wziąłem udział w takim konkursie i dzięki firmie Hotpoint Polska wygrałem meczową koszulkę AC Milan. Kibicuje im od bardzo dawna, a moim celem jest być na ich meczu na legendarnym stadionie San Siro. Hmm, ciekawe kiedy mi się to uda?
Fotki koszuleczki :)




Bez trzech pasków i gwiazdy nie ma jazdy :)



R

niedziela, 22 lutego 2015

1. Mama zrób to sama - jak zawiesić ramki na zdjęcia na ścianie.


1. Wstęp

Witam wszystkich - nie tylko Mamy,

nawiązując do Twojego postu Małżonko moja najcudowniejsza Mąż majsterkuje wrzucam, tak jak obiecałem, pierwszy foto-blogo-poradnik, który będzie seryjnie powiększany, jak tylko coś uda mi się zrobić w naszym domu albo i nawet poza nim.

Jak do tego doszło? Moja Żona zażyczyła sobie jakieś takie wiele ramek, które wiszą na ścianie, tworzą jakąś nieuporządkowaną harmonię i fajnie wyglądają. Poszukaliśmy trochę w necie i jest tego multum.
W ramkach miały być nasze zdjęcia z różnych sesji, które wykonane zostały przez profesjonalnych fotografów. Ale do rzeczy.

2. Narzędzia

Zanim zabrałem się za kupowanie ramek i wywoływanie zdjęć ustaliłem jaki sprzęt będzie mi potrzebny. Raczej staram się robić wszystko porządnie dlatego postanowiłem użyć do tej konstrukcji kołków, a nie zwykłych gwoździ.
UWAGA: prezentuje moje narzędzia i rzeczy potrzebne do realizacji projektu:

2.1. Wiertarka udarowa Bosch PSB 530 RE wraz z walizką - super sprzęt, naprawdę polecam.







































2.2. Wiertarko-wkrętarka akumulatorowa Graphite 58G116 14,4V wraz z walizką, w 100% zaspokaja moje majsterkowiczowe potrzeby





2.3. Poziomica, mała około 20 cm i duża około 100 cm

2.4. Młotek, niewielkich rozmiarów.







2.5. Taśma malarska






2.6. Zwykły ołówek

2.7. Kołki fi 5 mm albo 6 mm wraz z wkrętami







2.8. Wiertło do betonu fi 6 mm







2.9. Jeżeli ktoś nie ma wkrętarki to może użyć śrubokręt krzyżakowy

3. Ramki

Ramki zostały zakupione w IKEA. Na podstawie wizji i ramek, które w ramach próby wybraliśmy, szybko ułożyliśmy draft na podłodze (byliśmy w sklepie tuż po jego otwarciu także masa przechodniów nas nie zgniotła), który pozwolił nam na podjęcie decyzji.


Kupiliśmy w sumie siedem ramek, z czego dwie potrójne RIBBA i po dwie pojedyncze RIBBA oraz STROMBY.


4. Projekt i wykonanie

 

4.1.Ściana wyglądała tak czyli nijak:





Ten kabel co zwisa na ścianie zostanie kiedyś podłączony do monitora zestawu nagłośnieniowego :)


Draft powstał już w Ikei, nawet były zrobione zdjęcia, ale moja Żona usunęła je, uznając, że są niepotrzebne.

4.2. Zdjęcia.

Wywołanie kupiła Żona na allegro i z przesyłką wyszło dość tanio. Same zdjęcia prezentują się naprawdę ok, także jak tylko przyniósł przesyłkę listonosz postanowiłem wziąć się do roboty.






4.3. Projekt

Konieczne było zrobienie projektu uwzględniającego rzeczywiste wymiary ramek i odległości między nimi. Dzięki czemu byłem w stanie określić, w którym miejscu trzeba umiejscowić kołek i wkręt. Jako, że znam trochę Excel postanowiłem wykonać projekt  w tym narzędziu.





4.4. Pomiary i oznaczenia

Zacząłem od ustalenia środka konstrukcji (oznaczyłem czerwoną strzałką). Później użyłem taśmy murarskiej, żeby nie rysować ołówkiem po ścianie tylko po taśmie.






Następnie wg projektu odmierzałem środki każdej z ramek i naklejałem tam taśmę, a później na niej rysowałem. Używałem poziomicy, żeby poziomek kreski były proste, tzn. w jednej linii i idealnie poziome.

Później należało określić gdzie mają znajdować się wkręty, na których zawisną ramki.
Także od górnej krawędzi ramki, którą wyznaczyłem wg projektu, odmierzyłem odległość do drutu/ zaczepu, na którym będzie wisiała, jak widać poniżej na zdjęciu.






Następnie tą odległość przeniosłem na ścianę za pomocą poziomicy i ołówka. Na przecięciach linii będziemy wiercić :)

4.5. Wiercenie i wkręcanie

Montujemy na wiertarce wiertło fi 6 mm, należy pamiętać, żeby było odpowiednie do muru.
Wiercenie to najkrótsza część projektu :)
Później kołek, lekko trzeba go wbić młotkiem i wkręcić wkrętarką bądź śrubokrętem wkręty.
I tak powinno to wyglądać:


Szybko przymierzam na sucho czy wszystko pasuje.





 4.6. Wieszanie

Później delikatnie zrywamy taśmę, żeby nie oderwać jej razem z farbą, tak to wyglądało po zerwaniu taśm u mnie.






Teraz trzeba włożyć zdjęcia do ramek i powiesić. Ważne jest, żeby po powieszeniu wszystko było "prosto", także kładziemy na każdej ramce poziomicę:







4.7. Efekt końcowy

A na końcu wszystko wygląda tak:




Trochę to skomplikowanie opisałem, ale jest do ogarnięcia, wystarczy się za to zabrać, a w razie problemów chętnie pomogę. Udanych ramek :)



R

Mąż majsterkuje

Za nami weekend, mogę powiedzieć ząbkowy. Kawałek pierwszego zęba jest już na zewnątrz, a co nas najbardziej cieszy, jedynym zwiastunem był mniej spokojny niż zwykle sen. Nie byliśmy więc zbytnio zmęczeni, a mąż postanowił wykorzystać swój czas na to, co najbardziej lubi - majsterkowanie.

I tak obserwowałyśmy z Hanulą, jak tata mierzy, rysuje wierci i wiesza i próbuje mnie przekonać, że spokojnie mogłabym zrobić to wszystko sama.

Nie twierdzę, że nie, ale genu "majsterkowiczowskiego" na pewno mi brakuje:)

Tak więc rzuciłam pomysł, że chcę ramki - duuuuużo ramek, a mąż zabrał się za realizację, bo wiadomo, każdy pretekst, żeby pomajsterkować jest dobry. Niedługo zapewne zawita na bloga z dokładnym poradnikiem, bo widziałam jak tworzy coś na komputerze.

I.

czwartek, 19 lutego 2015

Eksperci od wychowywania dzieci




Jak było kiedyś?

Dopóki nie miałam dziecka, nie wiedziałam, że osoby, które mnie otaczają są ekspertami od wychowywania dzieci. Co więcej, oni są – ja nie :)

Kto ma rację?

I tak ciągle słyszymy:  - Może jest głodna? Na pewno jest głodna. Może za mało zjadła? Chyba dajecie jej za dużo mleka. Mleko zagęszczone? - Będzie za dużo ważyć. Nie zagęszczacie mleka? – Dlatego jest głodna. Marudzi – to na pewno pielucha? Dlaczego ona jeszcze nie próbuje owoców? Kiedy ugotujesz jej sama zupkę? A wnuczek mojej koleżanki to normalnie je już paróweczki. I dają mu chlebek do spróbowania. A wy jeszcze tego nie dajecie? A może wody? Może lepiej soczek? Tak cienko ją ubrałaś? – Zimno jest. Nie byłaś dziś na spacerze? – Powinnaś być codziennie.
I wiele, wiele innych podobnych. 

Po rozmowach z koleżankami doszłyśmy do wniosku, że czasami dziadkowie mają problem z wejściem w rolę dziadków. Nie łatwo jest zrozumieć, że nie są już głosem decydującym. Skoro oni wychowali już dzieci, a my młodzi rodzice jesteśmy dopiero w trakcie to w ich opinii nie możemy wiedzieć zbyt dużo :)

A młody rodzic? Młody rodzic musi nauczyć się cierpliwości, wytrwałości i trzymania języka za zębami. Dodatkowo nie obejdzie się bez asertywności i robienia tego co się uważa mimo nacisków z zewnątrz :)

poniedziałek, 2 lutego 2015

Karmisz? Karmię, ale butelką... bo jestem facetem! :)

Jak to było z Żoną.

Z Żoną było tak iż... karmiła piersią z pełnym poświęceniem w pierwszym okresie życia Hani. Internet i inne matki, które oddałyby zdrowie, wygląd, siebie, samochód, męża, lewą nogę i "jędrność" (jeżeli wiecie o co chodzi;)) ciała za naturalne karmienie skutecznie zryły głowę mojej Żonie.

Taka historia, że można się wzruszyć normalnie ;)


Bardzo chciała kontynuować odżywianie naszego dziecka tym sposobem jednak stan zdrowia w tamtym czasie nie pomógł w tej sytuacji i jednak zrezygnowaliśmy z "piersi".
Pewnie inne kobiety wolałyby się poświęcić jednak my wybraliśmy możliwość poruszania się na własnych nogach, znaczy Żony mej:). Tym samym Małżonka rozpoczęła terapię farmakologiczną, która trwała ponad dwa miesiące a ćwiczenia są wykonywane do dziś i pewnie będą wykonywane jeszcze długo.
Niestety lek, który był przyjmowany nie był sprawdzony jeżeli chodzi o wpływ na zdrowie dziecka i przenikanie do mleka, czy jakoś tak.

Tough decision.


W tym momencie byliśmy w bardzo trudnej sytuacji i znaleźliśmy się między młotem a kowadłem. Presja poświęconych internetowych matek była bardzo duża. Ale jestem przekonany, że zrobiliśmy dobrze i podjęliśmy dobrą decyzję.

A jaką byście, na podstawie tych kilku faktów podjęli/podjęły decyzję?

Butelka, butelka już pusta :)

A teraz z moim Rybkiem, najpiękniejszym na świecie, siedzimy sobie i jemy mleczko. A później jest super walka z obiadkiem w sensie zupka na włosach, nosie i plecach :) tak samo w przypadku podawania deserku. I w tych momentach jest naprawdę mnóstwo czasu żeby umacniać więzi tatowo-córkowe. Najważniejsze jest to, że gdy patrzę w jej oczy to widzę, że jest szczęśliwa i chyba o to chodzi, nie? :)


piątek, 30 stycznia 2015

Karmisz? Karmię, ale butelką……




O korzyściach jakie płyną z naturalnego karmienia wie pewnie każda młoda mama. Wiem i ja, ale co z tego? Stało się tak, że nasza przygoda z karmieniem naturalnym zakończyła się w 4.miesiącu życia Hanuli. 

Butelka i co dalej?

Została nam butelka i mały problem. Mówi się wiele o tym, jak karmienie piersią buduje więź między matką, a dzieckiem. A skoro karmię butelką to co z naszą więzią? Przekopałam oczywiście cały Internet, żeby przypadkiem nie przeoczyć czegoś, co diametralnie może wpłynąć na naszą bliskość i okazało się, że kobieco-matczyna intuicja i tak zwykle właściwie nam podpowiada.
Co zrobiłam najpierw? Zamknęłam uszy :)

Skoro naturalne karmienie już mnie nie dotyczy nie słucham o jego korzyściach i o nieocenionym wpływie na rozwój dziecka. Bo po co rozbudzać w sobie wyrzuty sumienia? Mam słabość jedynie do jednego bloga o karmieniu piersią, bo bije z niego taka energia, że najzwyczajniej w świecie lubię go czytać.

A co z bliskością?

Warto natomiast rozbudzać chęci do tego, żeby również karmienie butelką było czymś wyjątkowym. Według niektórych pism zaleca się patrzenie w oczy. Ja patrzę, ale widzę tylko rozbiegany wzrok Hani skupiony na czymś innym niż mama. Ma być bliskość? Raczej jest, choć waga Hania czasami uniemożliwia mi trzymanie jej cały czas na rękach. Ale uwaga skupiona jest na jej posiłku, bo tak również być powinno.

Czy jest zamiana strony w połowie butelki? Przyznam, tego nie wiedziałam, a podobno ma to korzyści neurologiczne.

Czy dzielę się tym doświadczeniem? Staram się, dlatego tata karmi bardzo często i tym samym buduję z nią swoją własną więź.

Zasadniczo lubimy się karmić. Hania kocha jeść, a po każdym jedzeniu na twarzy widzę piękny szeroki uśmiech :)  A nasza bliskość? Jak dla mnie zachowana w 100%.